poniedziałek, 14 października 2013

Grand Canyon

Odwlekałam to tak długo jak się tylko da.. ale w końcu nadszedł ten czas. Ostatnie miejsce, które udało mi się zwiedzić podczas moich wakacji, Wielki Kanion. Wbrew temu, co słyszałam, nie zachwycił mnie w tak dużym stopniu. Owszem, jest przeogromny i piękny, ale jednocześnie aż w tym nudny... Może wiele osób się ze mną nie zgodzi, ale tak naprawdę, tam, oprócz ogromnej dziury w ziemi, i ciekawe formułowanych dookoła skał nie dzieje się nic. A może źle zwiedzałam? Przejechaliśmy cały park, razem z mapką, cała trasa mogła skończyć się w 1 godzinie. Pewnie, gdybyśmy zdecydowali się na piesze wycieczki wszystko wydawałoby się dużo piękniejsze, ale nadal - mimo takie samej podróży w Yosemite, tamten park powalił mnie na kolana.
Także, po obejrzeniu południowej części parku, wracaliśmy do tej bardziej zbliżonej do LV. Jechaliśmy drogą 66 i właśnie tam, zobaczyłam kolejne miejsce, które totalnie mnie zauroczyło. Sklepik jak ze starych westernowych filmów, można tam było znaleźć chyba każdy stworzony przedmiot :)



















czwartek, 3 października 2013

Las Vegas!

Niestety już przedostatni punkt naszej wycieczki.. Z LA dojechaliśmy do LV autobusem Greyhound. Bilet w jedną stronę, kupiony jakieś 2-3 tygodnie wcześniej kosztował tylko 15$. Oczywiście, przed wyjazdem z LA mieliśmy znowu problemy.. Autobus, który planowaliśmy dojechać do stacji greyhound zmienił trasę i dowiózł nas tylko do połowy drogi. Tam, musieliśmy pytać przechodniów jak mamy trafić do naszego celu. Jedna z kobiet powiedziała, że jesteśmy bardzo blisko, wystarczy iść prosto, jakieś 10 minut i będziemy na miejscu. Niestety.. nie wiedziała, że stacja greyhounda została przeniesiona o jakieś 3 km dalej.. Ale po trudach i znojach dotarliśmy! I tutaj kolejna niespodzianka, wszystkie komputery na stacji padły.. z związku z tym, nie mogliśmy wydrukować naszych biletów.. Musieliśmy dłuuugo sprzeczać się z menadżerem, który w końcu pozwolił nam jechać, ale dwie godziny później, niż mieliśmy zaplanowane. No nic.. po 5 godzinach jazdy byliśmy w Las Vegas. Cała droga to kompletne pustynie.. a poświatę miasta widać już z daleka!
Las Vegas zaczyna żyć dopiero nocą! Wszędzie pełno ludzi, w stanie wskazującym ;) a dookoła świecą się i kuszą kasyna! Mi niestety nie udało się nic wygrać, a tylko przegrać...
Noclegi w LV mogą być naprawdę tanie, nam udało się znaleźć motel, za 9$ za noc, a w tym mieliśmy zagwarantowane śniadanie i dostęp do basenu :)
Pierwszego dnia naszego pobytu po niebie szalała burza! Nie wiedziałam, że na pustyni może być taka burza?! Ale widocznie, takie nasze szczęście :)
Jeżeli ktoś wybierałby się do Las Vegas, to koniecznie zobaczcie pokaz fontann przed hotelem Bellagio.  Coś wspaniałego! Sam rozmach w tym mieście może przyprawić o ból głowy.. nocą wszystko świeci, wszystko gra! Hotel w kształcie zamku, piramidy, cały oblane wodą, fontannami, mini wieża Eiffla, mini statua wolności.. naprawdę wszystko!
















sobota, 28 września 2013

Los Angeles!

Wyjeżdżając z parków naszym celem był Los Angeles! Kontrast pomiędzy zielonymi parkami a prawie całkowicie niezarośniętą okolicą był ogromny! Cała droga do LA wygląda jak pustynia, a gdzieniegdzie oaza - czyli plantacja oliwek, cytryn lub brzoskwiń! Wygląda to naprawdę inaczej niż u nas w Polsce, pola są ogromne, i zapewne wszystkie należą do jednego właściciela.
Ale w sumie, nie o tym miałam pisać! Los Angeles to naprawdę miasto aniołów! :) W ciągu jednego dnia, podeszło do nas 8 osób, pytając czy nie potrzebujemy pomocy. Może wyglądaliśmy na trochę zagubionych z mapami w ręku i rozbieganym wzrokiem? ;)
Pierwszego dnia, po dotarci do motelu padliśmy i nie podnieśliśmy się aż do ranka dnia następnego! Wtedy też wyruszyliśmy na plażę St. Monica. Przeogromna i wypełniona ludźmi po brzegi! Spędziliśmy tam kilka godzin, oczywiście zdradliwe słońca spaliło nas prawie doszczętnie, mimo, że wydawało się, że prawie wcale go nie widać! Wychodząc z plaży, odkryliśmy restauracje, która nazywała się Warszawa :) Jak widać Polska dotarła nawet i tam!
Pojechaliśmy zobaczyć downtown. I prawdę mówiąc byłam w szoku! Była godzina 18, niedziela a tam nie było prawie nikogo! Pustki totalne! Ulicą przejechało może 3 auta podczas naszego godzinnego pobytu tam.. gdzie Ci ludzie byli?!:D Samo centrum LA nie robiło dużego wrażenia. Piękne były tylko fontanny. W sumie tylko fontanny tam były ;)
Obowiązkowym punktem w LA jest Universal Studio. Polecam każdemu, kto kiedykolwiek będzie miał okazję zwiedzać Los Angeles. Bilet wstępu kosztuje 90$, ale na ebayu można kupić nawet za 60$ i naprawdę opłaca się wydać tę kasę. Wrażenia są niezapomniane! Nie bardzo wiem co opisać i jak to opisać, ale można zobaczyć bardzo dużo, spróbować fajnych rzeczy i do tego pośmigać kolejkami! :) Mały pociąg zabiera w podróż po planach niektórych filmów. Mi udało się zobaczyć Wisteria Lane!:D Czyli domy z Gotowych na Wszystko! Do tego widzieliśmy dom z filmu Psycho, plan filmu  How Grinch stole the Christmas i Wojny Światów.